» Relacje » GenCon Indy 2007

GenCon Indy 2007


wersja do druku

Okiem wystawcy (w godzinach pracy) i gracza (po godzinach)

Redakcja: Tomasz 'kaduceusz' Pudło, Łukasz 'Deckard' Lenard

GenCon Indy 2007
GenCon 2007 dobiegł końca. Była to już czterdziesta edycja tego znanego na całym świecie święta gier wszelakich. Jak co roku konwent przyciągnął jeszcze większą ilość uczestników niż w latach poprzednich. Różnica była zauważalna gołym okiem. Oficjalne liczby mówiły o ponad 30 tysiącach zarejestrowanych konwentowiczów. Ludzi był po prostu legion a rankiem dopchanie się do hali wystawowej graniczyło z cudem (a przecież będąc wystawcą trzeba zjawić się przed otwarciem). Moja rada dla odwiedzających – atakujcie halę od zewnątrz. Warto się poświęcić i przespacerować po dworze – wszyscy lubią klimatyzowane korytarze i przez to wypełniają się one nadzwyczaj szybko. Można powiedzieć, że klimat jest taki jakby za późnej komuny telewizory do sklepu rzucili (nie ma przebacz). Na samym końcu rzeczonej hali znajduje się wejście, które nie jest zbyt oblegane (bo daleko i nie po drodze) i którym o wiele łatwiej dostać się do wewnątrz. Wejście główne nie dość, że zazwyczaj zawalone i zakitowane masą ludzką, czekającą na nie wiadomo co, to jeszcze znajduje się tam kafeteria wypełniona amatorami niewyszukanych przekąsek, roztaczająca "błogie" zapachy smażonego jadła.

Na początek – organizacja

Pojawiło się kilka zmian na lepsze. Na przykład zawartość torby z darami i programem otrzymywana przez uczestników po odebraniu identyfikatora. Trzeba było po nią co prawda stać w kolejce, lecz w środku znalazł się między innymi starter set do World Of Warcraft CCG. Zaostrzono też trochę ochronę, względem tego co widziałem w zeszłym roku oraz dodano do hali wystawowej nowy segment z grami komputerowymi (robiący z niej prawdziwego molocha). Poza tym nie zauważyłem większych zmian. Podobnie jak w zeszłym roku począwszy od czwartku kolejka do kas była ogromna. Nie wiem czy da się coś z tym zrobić, ale to powoli zaczyna zakrawać na farsę, aby nawet ci, którzy nabyli wejściówki w przedsprzedaży musieli czekać godzinami na otrzymanie identyfikatora. Oczywiście stojąc w kolejce można poznać fajnych ludzi, wymienić się opiniami na temat organizatorów, czy popalić papierosy. Niestety stoi to w sprzeczności z oczekiwaniami wydawców tj. jak największym ruchem w hali!

Powiększenie powierzchni wystawowej wniosło ze sobą kolejne ulepszenie – alejki dla spragnionych wydania pieniędzy fanów zostały poszerzone, przez co zniknął problem lat ubiegłych. Koniec z blokowaniem ruchu przy stoiskach przez zaledwie cztery osoby.

I ciekawostka mająca miejsce po uroczystym otwarciu o godzinie 10 rano w czwartek Przedzierałem się przez masy ludzi, aby zdążyć na czas do hali – widziałem czerwony dywan, podczepione pod sufit gigantyczne siatki z balonami, kamery, flesze, masy niczym na odpuście. Organizatorzy rzucają kłodę (nie pierwszą i nie ostatnią) pod nogi wystawców - Industry hour. W zamierzeniu była to godzina przeznaczona dla wystawców oraz ludzi z „branży”, aby pozwiedzali oni sobie halę wystawową. Zacny zamysł – bowiem wystawcy często pojawiają się na stoiskach "na styk" wraz z wybiciem dziesiątej. Ostatecznie ci, którzy chcieli - połazili dookoła a my się tylko wkurzaliśmy, bo to godzina wyrwana z życiorysu (i naszych przychodów). A to, co chcieliśmy zobaczyć i tak zobaczyliśmy albo przed otwarciem hali kolejnego dnia albo biorąc chwilkę przerwy podczas pimpowania własnych produktów, przechadzki na lunch, czy wycieczki do wychodka. Skupmy się zatem na tym co ciekawego działo się na tegorocznym GenConie.

Genconowe atrakcje

Poniżej przedstawię rzeczy, które zainteresowały albo rozczarowały mnie podczas wypraw wzdłuż i wszerz hali, wynikłych z przeładowania naszego stoiska siłą ludzką. W tym momencie zaznaczam - zawsze lepiej mieć nadmiar, niż braki personalne. Nie mam zamiaru pisać ani o czwartej edycji Dungeons and Dragons – o tym będzie się trąbiło non stop aż do maja 2008 roku (kiedy to na rynku pojawi się pierwszy z podręczników), ani o stoisku White Wolfa, bo najświeższe wiadomości z tego wydawnictwa pojawiają się w naszym kraju natychmiast. Nie dałem rady dotrzeć na seminaria (czego naprawdę żałuję) oraz galę wręczania nagród. Pierwsze z powodu pracy (od dziewiątej rano do siódmej po południu) na stoisku "Burning Dead" - połączonych sił załóg Burning Wheel i Wicked Dead. Galę zaś ominąłem, gdyż miałem ciekawsze rzeczy do roboty, niż poklepywanie się po plecach z innymi nominowanymi. Zamiast tego mogłem pogadać ze znajomymi, z którymi widzimy się raz do roku oraz wiecie – pograć w gry. Czekajcie, to nie do końca prawda - w środę wieczorem udało mi się dotrzeć na Diana Jones Awards. W najważniejszej kategorii – Innowacja roku - zwyciężył opasły tom Grand Campaign autorstwa Grega Strafforda. Jak to ładnie określił Ralph Mazza (Robots & Rapiers, Universalis) – ten dodatek to w 95% odgrzewany w mikrofali kotlet mielony z dodatków do wcześniejszych edycji Pendragona i jakieś 5% nowego tekstu w nowym opakowaniu. Gdzie jest ta innowacyjność? Najwyraźniej słowo to nabrało w 2007 roku w Indianie jakiegoś nowego nieznanego mi wcześniej znaczenia. Poza tym w barze, gdzie przyznawano nagrody, jadłem najlepszy posiłek w Indianapolis – ciasto czekoladowe!

Innowacje względem lat poprzednich

Scena gier niezależnych (a przynajmniej pewne jej odłamy) cały czas się rozwija. Zeszłoroczna akcja promocji gier "odstających troszkę od normy" GO Play! przerodziła się w Gry na Życzenie (Games on demand). Zamiast ustalać sztywny harmonogram sesji, tym razem ludzie związani z the forge (a w szczególności Mike i Kat Miller) wpadli na inny pomysł – oddali pałeczkę w ręce zainteresowanych – graczy oraz MG. W skrócie wygląda to tak: jeżeli interesuje cię gra i chciałbyś zobaczyć jak działa w praniu, ale nie zamierzasz po prostu wziąć udziału w demach toczących się w hali wystawowej (bo na przykład 15 minut na grę to dla ciebie zbyt mało czasu aby zdecydować się na zakup albo pragniesz sprawdzić inne aspekty gry, które niestety nie mogły znaleźć się w demie), udajesz się do sekcji gdzie toczą się Gry na Życzenie. Następnie wpisujesz się na listę. Jeżeli wokoło znajdują się inni gracze zainteresowani tym samym systemem oraz wolny MG - siadacie i gracie. W przeciwnym wypadku – podajesz swój numer telefonu oraz godziny, w jakich jesteś wolny, a całą logistykę zostawiasz w rękach organizatorów tego przedsięwzięcia. Jeśli natomiast jesteś MG i chcesz poprowadzić dany system - sytuacja wygląda podobnie. Podajesz kontakt do siebie i albo dostajesz graczy od razu albo czekasz na telefon. Napomknę jeszcze tylko o tym, że zawsze na podorędziu czekało przynajmniej trzech MG – gotowych w każdej chwili poprowadzić coś zainteresowanym. Z tego co donosili znajomi okupujący sale do Gier na Życzenie – naprawdę świetnie się bawili. Dochodzę do wniosku, że uczestnictwo w tym punkcie programu to doskonała okazja nie tylko do wypróbowania nowych gier, ale także do poznania masy ciekawych ludzi skorych nie tylko do grania, ale i porozmawiania o grach. Więc jeśli na GenCon przyjechaliście samotnie – może to okazać się zbawieniem (jeżeli oczywiście nie potraficie sobie zorganizować czasu w inny sposób).

Zwiad w hali wystawowej

Gry komputerowe

Starcraft II – nie grałem, ale widziałem kilka bitew. Blizzard jak zawsze trzyma rękę na pulsie i nie zamierza przeprowadzać żadnych radykalnych zmian – bo i po co? Jedynka słusznie otrzymała miano jednej z najlepszych gier RTS wszechczasów, więc odmłodzono interfejs, uwspółcześniono grafikę i dodano parę nowych oddziałów. Gra nadal kopie tyłki.

Age of Conan: Hyborian Adventures – pierwsze wrażenie – "piękne" panie promujące grę nie wyglądały na pochodzące z Cimmerii, ani choćby z Aquilonii (chyba, że w tych krajach obowiązującym obuwiem są klapki albo buty na wysokim obcasie). Sama gra to jeszcze beta, więc nie wyglądała zbyt ciekawie, ale mój kumpel Thor bardzo pragnie wierzyć, że ostatecznie będzie rządzić. Czy jednak przegoni World of Warcraft? Raczej nie ma na to szans. Mnie bardziej podobała się konsolowa wersja Conana, gdzie wcielamy się w tytułowego barbarzyńcę i kładziemy pokotem rzesze przeciwników - taki God of War. I jak tu nie lubić dystrybutorów, którzy dodatkowo rozdawali darmowe komiksy wydawane przez Dark Horse?

The Witcher – ziew! Jedyna rzecz, która podobała mi się w komputerowym Wiedźminie to doskonały zewnętrzny design budynków i modele postaci, u których widać było żyły na rękach. Może jednak gra będzie świetna, a ja po prostu nie znam się na aktualnych trendach w komputerówkach. Plusem było to, że rozdawano darmowe broszurki z anglojęzyczną wersją opowiadania Sapka – Ostatnie życzenie.

Gry Planszowe, Bitewne i Modelarstwo

Talisman – nowa edycja klasyka. Nie grałem, ale pudło cieszyło się naprawdę tak dużym wzięciem, że liczba egzemplarzy na sprzedaż była dozowana. Mam do Talismana sentyment, ale nic ponadto, bo Magia i Miecz (wersja polska) miała jedne z najbardziej połamanych zasad pod słońcem (oczywiście naście lat temu zupełnie nam to nie przeszkadzało).

Dragons of Kir – wariacja na temat starego Robo Rally, tyle że zamiast robotów kontrolujemy smoki. Andy Kitkowski i Vincent Baker nie posiadali się z zachwytu, więc czemu tego nie popromować.

Dark Sword Miniatures – moim zdaniem najlepiej prezentujące się miniaturki na konwencie. Podobały mi się nawet mimo faktu, że część linii modelowana jest w oparciu o grafiki Larry'ego Elmore.

Classic Battletech – wspomniane bardziej z nostalgii i przymusu niż ze zwykłego zainteresowania. Catalyst (dawny FanPro) pozyskał prawa do najpopularniejszej gry miniaturkowej o naparzających się gigantycznych robotach i wypuszcza na rynek jej nową edycję!

Heavy Gear Blitz! - Dream Pod 9 z wolna przebudza się ze snu. Miniaturki Gearów w skali 1/144 wyglądają przepięknie! Ceny zestawów już nie zachwycają, ale pociesza fakt, że aby grać nie trzeba ich zbyt wiele zakupić.

Battue – Storm of The Horse Lords – doskonała planszówka, w której każdy z graczy kontroluje hordę barbarzyńców łupiących miasto. Plansza za każdym razem jest inna a życie łupieżcy wcale nie takie proste jakby się wydawało.

Gry fabularne i pokrewne

Keith Senkowski wydał drukiem pierwszą z czterech planowanych części komiksu osadzonego w świecie jego gry - Conspiracy of Shadows!

Ashcany – nowe słówko do zanotowania w waszych słowniczkach. Ashcany to gry nie ukończone, innymi słowy designerzy skończyli robotę nad nimi (w większej części), przetestowali i dobrze się bawili w prowadząc je, ale tym grom brakuje "iskry" i aby ją wykrzesać sprzedają je za około $10 mając nadzieję, że znajdzie się jakiś Prometeusz.

Acts of Evil autorstwa Paula Czege – przeprawy magów w pogoni za sekretem boskości. Alister Crowley na LSD i ze sztyletem w ręku do backstabowania konkurentów w wyścigu ku nieśmiertelności.

Poison’d – o tej grze więcej informacji znajdziecie w ostatniej części tego sprawozdania.

44 autorstwa Matta Snydera – testowałem tą grę na tegorocznym ForgeConie i mogę powiedzieć, że działała nienajgorzej. Klimaty inwazji porywaczy ciał w latach 50. – mieszkańcy twojego miasteczka zostają systematycznie podmieniani na maszyny wyglądające całkowicie tak jak oni. Jesteś zwykłym szarakiem – aptekarzem, nauczycielką, kucharką – i zdajesz sobie doskonale sprawę z tego, że jesteś następny na liście. Co zrobisz, aby jak najdłużej zachować swoje człowieczeństwo – jak uratujesz swoich bliskich, dokąd uciekniesz?

Galactic (niestety strona jeszcze bardzo uboga) to nowa propozycja Matta Wilsona (Prime Time Adventures), skierowana do fanów klimatów science-ficion. Gracze tworzą załogę statku kosmicznego oraz całą sieć relacji pomiędzy nimi zachodzących, aby następnie wyruszyć na podbój kosmosu.

Reign – nowa gra Grega Stolze (znany twórca takich hitów jak na przykład Unknown Armies). Stwórz własne królestwo oraz postać, która pociąga w nim za sznurki a następnie udaj się na podbój księstw ościennych. Reign to wielkie, opasłe tomisko, działające na OneRollEngine (znanym np. z Godlike). Można powiedzieć, że od czasu AD&D-owego Birthright nikt nie podjął się stworzenia systemu emulującego życie królestwa - teraz rolę tą przejmuje Reign. Dodatkową zaletą tego dość drogiego podręcznika ($50) jest to, że dodatki do niego ukazują się w tak zwanym "modelu okupu" (ransom model). Polega on na tym, że autor wpierw wyznacza cenę za dodatek. Następnie fani przesyłają mu dotacje pieniężne a po uzbieraniu całej kwoty manuskrypt zostaje wykupiony z niewoli i może zostać pobrany za darmo.

Grey Ranks – Jason Morningstar i spółka nareszcie wydają zapowiadaną od dawna grę o Powstaniu Warszawskim. Nie za wiele strzelania a więcej nastoletniej (często platonicznej) miłości. Purystów języka polskiego mogą odstraszyć błędy w pisowni. Niestety nie dane mi było rzucić okiem na końcowy manuskrypt.

Roach Returns to dodatkowe settingi do niezwykle zakręconej gry The Shab-al-Hiri Roach. Tym razem karaluch odwiedza sale uniwersytetu Oxfordzkiego oraz Wielką Brytanię podczas drugiej wojny światowej.

Blossoms Are Falling – nowa propozycja do Burning Wheel. Pierwszy dodatek, w którym setting – Nihon bazujący na dwunastowiecznej Japonii (ery Heian) - został przez nas tak dokładnie przedstawiony. Podręcznik zawiera nie tylko nowe ścieżki życia (Lifepaths), cechy, umiejętności i atrybuty emocjonalne, lecz również pomaga graczom i Mistrzom Gry w stworzeniu sytuacji wyjściowej dla ich kampanii (używając do tego celu Clan Burnera). Oczywiście nie mogło zabraknąć elementów nadnaturalnych, świata duchów, mitycznych potworów oraz wędrujących mnichów odprawiających egzorcyzmy. Wszystko to poprzeplatane ciągłą walką o tron i wpływy na dworze cesarskim oraz najazdami na przyległe prowincje. A gdzieś pośród tego wszystkiego znajdują się postacie graczy z ich przekonaniami, celami i powinnościami wobec tych, którzy na drabinie społecznej stoją wyżej od nich.

Z czysto kronikarskiego obowiązku odnotuję fakt dodruku naszego trybutu dla Diuny Herberta – Burning Sands: Jihad z nową, lakierowaną okładką.

Unhallowed Metropolis to postapokalipsa osadzona w wiktoriańskim Londynie - z plagą zombich, wampirami i innymi nieumarlakami na dokładkę. Widziałem próbki podręcznika na Origins - ilustracje wyglądają wspaniale, ale to przecież Sam Araya.

Apophis Consortium - wspominałem o nim na stronie głównej Poltergeista, ale warto powtórzyć. Wydali oni bowiem nowy corebook do swojego postapokaliptyka – Obsidian, posuwający do przodu storylinię świata i działający na uproszczonych zasadach znanych z podstawki. Tytuł tego cuda to Shadow Nations.

Premiera RAMLAR!!! Revised Edition - odnotowuję tylko to wiekopomne wydarzenie. O samym Ramlarze pisałem już na swoim blogu.

Wielcy tego miniaturowego świata

Warhammer 40K – Dark Heresy – wychodzi prawdopodobnie w lutym 2008. Niestety, zawiodłem się (delikatnie mówiąc). Pobrałem darmową przygodę Shattered Hope i z tego co znajduje się w środku wywnioskowałem, że nie dość, że gra będzie używała prawie identycznej mechaniki jak drugoedycyjny Warhammer, to jeszcze grać się będzie w niej wyłącznie Inkwizytorami. Wbrew wszystkiemu takie „zawężenie” opcji uważam za plus, ale czy na prawdę potrzeba na to ponad 256 stron? Ja wiem, że pewnie ukaże się do tego systemu zatrzęsienie dodatków, ale czy w 2008 roku, kiedy prawie każdy ma w domu drukarkę, trzeba wydawać osobny dodatek z kartami postaci? Czy na tego typu przedsięwzięciach naprawdę się zarabia? Aha i Shattered Hope do średnio zawoalowany dungeon crawl.

Gumshoe – sprzedawano drugi po The Esoterrorists setting Fear Itself. Można też było pooglądać sobie plany wydawnictwa na najbliższa przyszłość – między innymi suplement Trail of Cthulhu autorstwa samego Kena Hite! Nie wiem jak wy, ale dla mnie będzie to zakup obowiązkowy – planowana data wydania – grudzień 2007, w sam raz pod choinkę.

Filmy

Dane mi było zobaczyć zwiastun Mutant Chronicles: The Movie z Ronem Perlmanem, Johnem Malkovichem i jeszcze kilkoma innymi aktorami drugiego szeregu. To, co widziałem niezbyt do mnie przemawiało. Plastik komputerowej animacji bił po oczach a pompatyczna akcja budziła litość dla tych, którzy zdecydowali się brać udział w tym przedsięwzięciu. Ale skoro Mortal Kombat się sprzedał, więc czemu ten film nie miałby?

Red Nails – animowana wersja jednego z najfajniejszych opowiadań Howarda o Conanie. Miód, ale poczekać na nią nam przyjdzie jeszcze przynajmniej rok.

Po godzinach

Gdy przeminie już czas sprzedawania, handlowania, prowadzenia gier demo, gadania z zainteresowanymi oraz walki ze zmęczeniem i bolącymi nogami, przychodzi najprzyjemniejszy okres na każdym konwencie. Kiedy kończą się wszystkie obowiązki, przestajemy być "biznesmenami" i możemy spokojnie odetchnąć, pogadać ze znajomymi, których często widzimy tylko raz do roku (właśnie na GenConie), poznać nowych ludzi, posprawdzać nowe gry (nie tylko fabularne!), powygłupiać się, zjeść coś wspólnie, powspominać dawne dobre czasy i co najważniejsze pograć! Codziennie około ósmej wieczorem hall w hotelu Embassy Suites wypełniał się ludźmi powiązanymi z the forge, Story Games, znajomymi tychże, jak i całkowicie nieznanymi osobnikami, którzy zamierzali robić tylko jedną rzecz aż padną z nóg – grać (i w mniejszym stopniu – rozmawiać o grach)!

Playtesty

W tym roku dane pograłem o wiele więcej o niż w latach zeszłych (człowiek uczy się o swoim ciele całe życie). Migreny odeszły po tym jak zacząłem kontrolować swoje organiczne płyny i postawiłem barierę pomiędzy moimi oczami a reflektorami oświetlającymi sale wystawową.

Psi Run – to świeża i nieskończona jeszcze gra. Bohaterowie przewożeni są w nieznane miejsce furgonetką. Dochodzi jednak do wypadku, w którym ginie ochrona. Droga ucieczki staje otworem a na horyzoncie powoli zarysowują się sylwetki samochodów policyjnych / ochrony korporacyjnej – zbliża się obława. Wspomnę jeszcze, że jakby tego było mało - postacie posiadają pewne moce psioniczne. Mechanika połamana (jak to podczas playtestów bywa). Robiliśmy wszystko, aby pograć na zasadach, ale niestety się nie dało. Mam nadzieję, że autor (zapisujący cały nasz feedback) wykorzysta to co miał do powiedzenia Paul Czege, ja i Mayuran. Jeśli nie, to raczej nie będę zainteresowany dalszą interakcją z tym produktem.

Burning Wheel - Darkness in the Darkmoon Vale – tę sesję umówiliśmy już wcześniej. Niestety zabrakło Matta Wilsona (grał w coś innego), ale na jego miejsce doszedł Alexander a my całe dwie godziny spędziliśmy na zabawach w opuszczonej wieży krasnoludzkiego klasztoru, grając w kotka i myszkę z gigantycznym pająkiem. Ludzie z naszej playtest-grupy nie zawiedli – była to z pewnością jedna z najbardziej satysfakcjonujących sesji na tegorocznym GenConie. Dobrze jest pograć z ludźmi o takich samych priorytetach.

Poison'd – nowa gra fabularna autorstwa Vincenta Bakera (Dogs in The Vinyard) opowiada o piratach znajdujących się na prostej drodze do piekła (w podzięce za grzechy poczynione przez nich za życia). Kapitan waszego statku został otruty, wszystkie poszlaki wskazują na kucharza. Na domiar złego trzeba wybrać nowego kapitana a na horyzoncie majaczy już hiszpański galeon, wysłany w celu rozprawienia się z nasza łajbą raz na zawsze. Uwaga, ze względu na tematy w niej poruszane gra przeznaczona jest dla ludzi dorosłych (piraci to niezwykle grzeszne rozrabiaki). Prowadził nam Ralph Mazza a grali - Tony 'Durgil' Hamilton, Mayuran Tiruchelvam, Peter 'Kublai' Tierney i wyżej podpisany. Powiem tylko, że udało nam się wymknąć ścigającemu nas okrętowi a mój pirat stracił ucho podczas wyprawy po wodę na wyspę zamieszkaną przez dzikich tubylców.

Tenra Bansho Zero – ciekawa gra używająca prostej mechaniki, która ma za zadanie odwzorować klimaty znane z japońskich CRPG; tłumaczona przez Andy`ego Kitkowskiego na język Szekspira. Andy był na tyle miły, że w niedzielę poprowadził dla nas playtestową sesje TBZ. Gra posiada masę mechanicznych kombosów i supermocy oraz dziwacznych archetypów postaci do wyboru, mnie jednak najbardziej urzekła mechanika "pierwszego wrażenia", której używa się zawsze kiedy nasza postać spotyka kogoś nowego. Pierwsze wrażenie to czysta losowość (ale gracze po rzucie maja nad wynikiem troszeczkę kontroli), lecz dzięki dziwacznym wynikom dodaje się świetny kolor podczas sesji i nie trzeba się zbytnio wysilać jak mamy się zachowywać i jak odgrywać nasza postać, bo dostajemy wytyczne na tacy! (Wyniki w tabeli pierwszego wrażenia nie są tak wyprane z uczuć jak te znane z opcjonalnych zasad do GURPSa) Grali: Luke Crane, Jurgen Megier, ja i jeszcze jeden konwentowicz, którego imię mi umknęło.

Po sesji w TBZ, udaliśmy się na goodbye party wyprawione w salonie gier. Trzy bite godziny graliśmy za darmo na automatach. Niestety dopiero podczas opuszczania klubu około trzeciej nad ranem odkryliśmy maszynę do Air Hokeja. Jeżeli trafimy tam w przyszłym roku, to Air Hokej będzie rządził całą noc.

Odnotowałem jedno drobne rozczarowanie - po raz kolejny nie udało mi się zagrać wraz z Jasonem Morningstarem w Grey Ranks.

Kilka słów na koniec

I to by było na tyle. Konwent (dla nas) finansowo wypadł nieźle, nie straciliśmy za wiele kasy (tym razem byliśmy sami i koszta stoiska dały nam porządnie w kość). Blossoms sprzedawało się wyśmienicie a ku naszemu zaskoczeniu także Jihad znalazł swoich amatorów. Sprzedaż BW i BE na poziomie, wyprzedaliśmy również nakład Lacuny Jareda Sorensena, zaś on sam poprowadził kilka demówek.

GenCon to konwent jedyny w swoim rodzaju. Powala wielkością oraz profesjonalizmem i kulturą, z jaką traktowani są fani. Origins można zaklasyfikować bardziej jako sporą imprezę lokalną - oczywiście aspiruje do konwentu ogólnokrajowego, niestety porównując go do GenConu wypada co najmniej blado (nie należy zapominać o tym, jaki ten kraj jest wielki). Inne konwenty są bardziej sprofilowane. Na Dragon Conie (około 10.000 uczestników) dominują przebieracze i strojnisie (oni też potrzebują swojego święta). Natomiast Icon, który mam wręcz pod ręką, jest konwentem profilowanym pod Sci-Fi.

Jedno jest pewne. Planuję powrót za rok.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Tagi: gencon | Poison'd



Czytaj również

Prezentacja kilku niezależnych gier fabularnych
Gencon 2008 - relacja z imprezy
Okiem zabieganego uczestnika
GenCon 2006
Jak to robią za wielką wodą

Komentarze


Wojewoda
   
Ocena:
0
Relacja bardzo fajna, choć dla mnie jako przeciętnego, polskiego konwentowicza mało przydatna jako zachęta do przyjazdu (bo i tak nie wysupłam pieniędzy na bilet lotniczy). Niemniej jest to must read dla polskich organizatorów, którzy mogą poczytać "jak to się robi za oceanem", zaś dla mnie ten artykuł jest pożyteczny przede wszystkim jako zwięzły i ciekawy opis tego co się dzieje na amerykańskim rynku. Fajna rzecz, mam nadzieję Drozdalu, że będziesz pisał więcej takich rzeczy:)
20-09-2007 08:31
vh
    Poison'd
Ocena:
0
Mógłbyś powiedzieć coś więcej? Zastanawiam się nad paczką na święta i Poison'd ma tu, przynajmniej na razie, duże szanse.
Czy i jak działa system, w jaką stronę ciągnie grę? Po przejrzeniu apeków i Forge'a męczy mnie pytanie, czy rzeczywiście gra pomaga/zmusza do grania 'nasty, brutish and short' czy też to tylko ludzie wnieśli taki styl do systemu, który jest mu obojętny.
20-09-2007 13:42
ja-prozac
   
Ocena:
0
Jak to, nie gwalciliscie chlopcow pokladowych w szyje w Poison'd? Znaczy nie graliscie zgodnie z duchem systemu?!
20-09-2007 18:27
Drozdal
   
Ocena:
0
ja-prozaku to ze jedna grupa dawala jazdy w JEDNYM AP gdzies na sieci to nie znaczy, ze wszystkie sesje maja takie byc (nie zeby bylo cos w tym zlego - przecie to system dla doroslych w koncu). U nas nie bylo za duzo przemocy fizycznej, zato psychiczna byla podkrecona na maksa. Jak grupa tak gra. Narzedzia se od was zalezy jak je wykorzystacie.

@vh - Poison'd to caly czas ashcan. My gralismy jedna sesje i gra ma na pewno potencjal. Gre nie ciagnie w zadnastrone za bardzo (poza okresolonymi ramami konwencji) mechanika przywodzi na mysl troszeczke miks DiTV z MLwM. To gra o piratach, wiec dlaczego mialbys nie grac jak zakapiorowaty wilk morski? Mowilem narzedzi do grania piratami sa, kto chce grac w romantyczne przygody na morzu ma do wyboru mase innych gier, ktore zrobia to lepiej od Poison'd.

@pan W

"mam nadzieję Drozdalu, że będziesz pisał więcej takich rzeczy:)"

Znaczy co relacje z konow na ktore jezdze? Nudy by z tego wyszly zapewniam cie - bo bylaby wykiczanka: gralem w to i w to, gadalem z tym i z tym. Gencon i w mniejszej czesci Origins ma w sobie to specjalnego, bo kupa rzeczy ma tam premiery. Wiec jest o czym pisac.

20-09-2007 19:49
beacon
    Pytanie o ToC
Ocena:
0
Można też było pooglądać sobie plany wydawnictwa na najbliższa przyszłość – między innymi suplement Trail of Cthulhu autorstwa samego Kena Hite!

Podczas gdy na stronie ToC jest napisane:
A stand-alone GUMSHOE game based on the works of HP Lovecraft

No to jak to jest? To jest suplement czy samodzielna gra w końcu?


Unhallowed Metropolis wydaje się ciekawe, ale jakoś pomysł nie wydaje mi się posiadać wiele ponad niespotykany kolor.
21-09-2007 10:40
Drozdal
   
Ocena:
0
Gumshoe - to system parasol. Wiec mozesz ToC jak stand-alone traktowac. Podobnie jak i Forgetten i DnD.

UM sprawa wrazenie zbyt czieckiego mechanicznie tworu jak na moj gust, ale pomysl przedni.
21-09-2007 18:48
beacon
   
Ocena:
0
Co znaczy system - parasol?

A słyszałeś coś na temat Fear Itself? Poza skąpymi informacjami w sieci niewiele wiadomo na temat tego systemu, a bardzo by mnie interesował, gdyby wprowadzał jakieś ciekawe narzędzia do budowania poetyki horroru na sesjach.
21-09-2007 19:58
Deckard
   
Ocena:
0
Beacon:

1. GUMSHOE to mechanika, Trial, Fear i Eso to trzy różne tytuły, które mają tylko dwa wspólne punkty zaczepienia - mechanikę właśnie i osobę, która zbiera zyski do portfela.

2. Poetyka horroru - kolor, kolor, kolor? Unspeakable zatem.
21-09-2007 21:32
beacon
    @Deckard
Ocena:
0
Czyli wszystkie te systemy są stand-alone'ami opartymi na tej samej mechanice i napisanymi przez tego samego autora. Tak?

Mam na myśli symulowanie strachu bohatera, motywowanie go do zejścia do tej piekielnej piwnicy, symulowanie odosobnienia, walki z nieznanym itd.


Czy Fear Itself supportuje cokolwiek takiego?
21-09-2007 21:37
ja-prozac
    @beacon
Ocena:
0
Symulowanie czyli oddanie mechaniczne? Jesli tak, to obadaj Unknown Armies albo Nemezis darmowe stad.

Delta Green(wspolczesne cthulhu) jak w morde strzelil.
21-09-2007 22:36
beacon
   
Ocena:
0
Ale konkretnie interesuje mnie to Fear Itself, bo ma nadawać się [co wnioskuję z blurba] do horrorów w stylu tych kinowych. Teksańska Masakra, survival horrory, gore etc.

No i potrzeba mi czegoś do Cthulhu, bo na razie jadę na Wheel of Fate, które zupełnie tu nie pasuje ;p ale poczekam na ToC.

To co, nikt o Fear Itself nic nie wie?
21-09-2007 23:16
Deckard
   
Ocena:
0
Beacon - autorów pozycji jest kilku (Eso - Robin Laws, Trail - Ken Hite), autor mechaniki jeden ;)

Jak pisałem - bierz Unspeakable (mod do Inspectres), gdzie z jednej strony masz pole do zabawy opisem, miejsce na rozterki wewnętrzne i trochę radochy z lekkiej mechaniki. Na Trail przyjdzie trochę poczekać (zerknij na recki Esoterrorist), a FI zawsze możesz kupić "na siłę" - tylko czy warto ryzykować?

Dla leniwych - Fear/Eso/Unremitting w jednym.


Z offu:

Mnie zaintrygował Galactic, karta postaci przedstawia się smakowicie i myślę, że system ten będzie czymś trafiającym w sedno moich zainteresowań :)
21-09-2007 23:56
beacon
   
Ocena:
0
Unspeakable kojarzę jako coś zbyt głęboko osadzonego w mitologii lovecrafta, a ja chcę czegoś co pozwoli prowadzić przygody slasherowe. Choć bliżej z unspeakable muszę się bliżej zapoznać.

A to FI po prostu jakoś tak dziwnie mnie nakręciło, bo jest jednak mainstreamowe.

No i ma podobno świetny silnik do śledztw, które w konwencji hard s-f horroru jakoś świetnie mi się znajdują. Wiecie, Blade Runner na tropie cybermutanta w kanałach wielkiego miejskiego molocha ;p
22-09-2007 00:21

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.