» Relacje » Imladris X okiem planszówkowicza

Imladris X okiem planszówkowicza

Imladris X okiem planszówkowicza
Nadszedł taki czas, kiedy na konwent można pojechać z dwojakich względów. Może to być wyjazd programowo-towarzyski, gdzie bierzemy aktywny udział w prelekcjach, pogrywamy w sesje, sami tworzymy jakieś punkty programu, a przy okazji spotykamy się ze starymi i nowymi znajomymi. Można też odwiedzić konwent w trybie planszówkowo-towarzyskim, a to dzięki Games Roomowi: sali, która już raz na zawsze zagościła w konwentowych kuluarach i jest nieodłącznym elementem każdej takiej imprezy. To właśnie tutaj zbierają się maniacy poruszania żetonami, mistrzowie w dobieraniu kart, zręczni łapacze drewnianych elementów. A zbierają się po to, by oddać się swemu hobby – grom planszowym.

Imladris X był pod względem Games Roomu konwentem nietypowym. Po pierwsze, sala gimnastyczna, która służyła konwentowiczom jako sala do grania, była otwarta dla graczy 24 godziny na dobę. Wspaniały koncept, który sprawdził się już na kilku konwentach i który radował nie tylko planszówkowiczów, ale też każdego uczestnika imprezy, który w chwilach oczekiwania na prelekcję, czy też w nagłym ataku bezsenności, mógł spokojnie udać się do Games Roomu, by tam oddać się czystej rozrywce.

Co oferował nam Imladrisowy Pokój Gier? Dwadzieścia osiem tytułów, co stanowi naprawdę spory asortyment. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, niezależnie od tego, czy preferował długie i wymagające tytuły, czy miał ochotę po prostu pobawić się w coś lekkiego i odstresowującego. Nie obyło się jednak bez dość poważnych braków w wyposażeniu – zabrakło takich gier jak Cytadela, Jungle Speed czy Jenga, klasycznych pozycji konwentowych Games Roomów. Na szczęście wciąż mieliśmy dwie kopie obleganych Osadników z Catanu oraz kilka nowych gier, które z powodzeniem znalazły swoich odbiorców. Najważniejszymi pozycjami, jakie znalazły się w naszym Games Roomie były: The Hive, Goa, Catan Card Game, Bridges of Shangri-La, Wilki i Owce, Industria, RoboRally i Tantrix. Są to gry, które nie pojawiały się wcześniej na konwentowych salonach, dzięki czemu nawet najbardziej zagorzali fani gier planszowych mogli odnaleźć tutaj jakiś nowy, nieznany im tytuł. Zawartość Games Roomu z radością oceniam pozytywnie.

W tym akapicie powinienem napisać coś niecoś o obsłudze, ale po prostu mi nie wypada, gdyż sam byłem obsługą. Z mojej strony mogę tylko powiedzieć, że staraliśmy się jak mogliśmy – nie było nas wielu, ale udało się nam utrzymać ten oblegany Games Room w stanie używalności. Staraliśmy się też pomagać każdemu z was w odnalezieniu odpowiedniej gry czy w wytłumaczeniu zasad. Jak nam to wyszło? To już nie mnie oceniać, lecz wam, drodzy współtwórcy konwentu i jego Games Roomu..

Już na samym początku imprezy wielkim zainteresowaniem cieszyli się Osadnicy z Catanu, prawdopodobnie najczęściej pożyczana gra ze wszystkich dostępnych tytułów. Tym razem jednak fani Osadników mogli spróbować swoich sił w Catan Card Game, błyskawicznie zdobywającej na popularności karcianej młodszej siostrze swojego planszówkowego odpowiednika. Gra jest rozbudowaną karcianką dla dwóch graczy, w której znacznie zmniejszono poziom losowości i podniesiono dostępne dla graczy możliwości – mnogość kart wszelakiego typu powoduje znaczny przyrost możliwych zagrań i strategii.

Drugą, niezwykle popularną grą, była nowość na polskim rynku, czyli nowozelandzka gra Tantrix, w której należy pochwalić wspaniałe wykonanie płytek, doskonałą skalowalność oraz możliwością grania w pojedynkę (układanka bynajmniej nie jest prosta). Przez cały czas trwania konwentu dziesiątki osób zmierzyły się nie tylko z dziesięcioelementową układanką, ale też z piekielnie zagmatwaną instrukcją do strategicznego wariantu gry. Muszę przyznać, że gra - nawet bez większej reklamy - cieszyła się sporym zainteresowaniem i zaskakującym wręcz wzięciem.

Dużą popularnością cieszył się również The Hive, logiczna gra, w której każdy z graczy kontroluje niewielki rój owadów celem unieruchomienia pszczoły (królowej) przeciwnika. Tytuł zawiera jedynie 22 elementy, a kosztuje około 80 PLN – jest jednak uzasadnienie tej ceny. Owe 22 elementy to doskonale wykonane, duże i ciężkie bakelitowe sześcienne klocki z obrazkami odpowiednich owadów – wyglądają wspaniale, a materiał, z jakiego zostały stworzone, gwarantuje im wyjątkową długowieczność. Gra jest pasjonująca, a brak planszy ma znaczny wpływ na niepowtarzalność tytułu.

Zupełną nowością naszego Games Roomu była gra Bridges of Shangri-La wydana przez Uberplay w standardowym, kwadratowym pudełku. W grze może brać udział czterech graczy. Wcielają się w oni wielkich mistrzów jakiegoś filozoficznego prądu, a ich celem jest szerzenie swoich idei przez szkolenie mistrzów i studentów. Gra jest całkiem ładnie wykonana, tytułowe mosty są zrobione z drewna. Mimo wszystko można by się spodziewać znacznie więcej po grze, która kosztuje ponad 100 złotych. Mechanika jest prosta i całkiem pomysłowa – wymusza na graczach skonstruowanie szybkiej i skutecznej strategii działania, gdyż mosty szybko płoną i odcinają dostęp do coraz większej ilości wiosek, przez co szerzenie filozofii staje się niewykonalne. Można się więc tylko cieszyć, że Games Room jest nieustannie zasilany nowymi tytułami.

Nie mógłbym też nie wspomnieć o pozytywnym polskim aspekcie Gamesroomowych nowości, czyli o zachwalanym tytule wydawnictwa Granna (znanego raczej z produkowania gier dla dzieci) Wilki i Owce. Gra tylko z pozoru wydaje się dziecinna. Na pierwsze wrażenie ma z pewnością wpływ słodka i cukierkowa grafika. Ale sama gra potrafi zagwarantować przednią rozrywkę graczom w każdym wieku, czego byłem świadkiem na konwencie, gdzie Wilki i Owce całkiem często gościły na stołach. Gra przypomina nieco Carcassonne - też kładziemy kafelki, też musimy je odpowiednio łączyć i "przejmować terytoria". Naturalnie, jest tutaj kilka zasad znacznie wyróżniających grę, jak mechanika "ujawniania" swojego koloru oraz tytułowy Wilk, na którego musimy koniecznie zareagować panem Myśliwym. Warto zaznaczyć, że gra wydana jest na fantastycznym poziomie (duże, lakierowane kafelki, płócienny woreczek, duże, solidne pudełko), a kosztuje około 40 złotych.

Słowem zakończenia tej krótkiej relacji, każda gra znalazła swojego odbiorcę – grano w Ticket to Ride, grano w Bohnanzę, Land Untera, FBI, Carcassonne. Konwentowicze równie często sięgali po Neuroshimę Hex, doskonała polską grę autorstwa pana Oracza, która - podobnie jak Osadnicy – staje się nieodłącznym składnikiem konwentowych Games Roomów. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, iż każda gra z Games Roomowego asortymentu była chociaż raz "w użyciu". Imladris pod względem obszerności (tak w jakości sali jak i w ilości dostępnych tytułów) był konwentem wręcz stworzonym dla fanów gier planszowych, którzy mogli tutaj zaznać swojej ulubionej rozgrywki o każdej porze dnia i nocy. Imladris okiem planszówkowicza zostaje oceniony bardzo pozytywnie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.