» Relacje » międzyPionek 2010

międzyPionek 2010

Dopiero na Triconie pod koniec sierpnia od naszych planszówkowych guru, Ysabell i Ezechiela, dowiedziałem się o gliwickim Pionku. Samo to dobitnie świadczy, że nie jestem specjalistą od planszówek, ani tym bardziej konwentów. Już w następnym zdaniu zaoferowali pomoc w ustaleniu terminu kolejnej imprezy, jak się potem okazało międzyPionka (nie trzeba, myślę, tłumaczyć nikomu, skąd ta nazwa), gdyż jeden z "organizatorów" tego "konwentu" był w Cieszynie.

Cudzysłowów użyłem rozmyślnie, ale bynajmniej nie mam na myśli nic złego. Chodzi o to, że "konwent" regulował się sam i odbywał się w przestrzeni ogólnodostępnej, bez akredytacji. Co więcej, rolę oficjalnej strony konwentu pełnił wątek na forum. Głównym zadaniem organizatorów było zapewnienie sali w miejscowym Młodzieżowym Domu Kultury. Gros dostępnych gier podchodził z prywatnych kolekcji ich samych oraz pozostałych uczestników. Na wspomnianym forum nawiedzanym przez uczestników można było zamawiać tytuły, w które chcieliśmy zagrać, a co rusz któryś z posiadających tę grę współuczestników zgłaszał gotowość jej dostarczenia. W sumie tytułów ogólnodostępnych było około 30, w większości w jednym, czasem w dwóch egzemplarzach. Nieprzebrane zasoby skrywały natomiast pakunki uczestników, co najmniej podwajając tę liczbę. Jak to jednak zwykle bywa, jeśli już ktoś narzekał, to nie na liczbę czy wybór tytułów, lecz na niemożność zagrania we wszystkie dostępne gry ze względu na ograniczony czas.

Przybyłem na imprezę z opóźnieniem, jak się okazało niewybaczalnym. Spotkanie zaczęła się bowiem od życzeń urodzinowych dla Ignacego 'trzewika' Trzewiczka, a jak napisał potem jubilat "można więc powiedzieć, że w zasadzie były to urodziny trzewika - zorganizowane w MDK ze względu na większą ilość gości". Tu od razu uwaga do serwowania lokalizacji. Ja wiem, że w dzisiejszych czasach króluje GPS i adres powinien wystarczyć, ale gdybym wiedział, że poszukiwany przeze mnie budynek jest w bezpośrednim sąsiedztwie sieciowej stacji paliw, byłbym na miejscu z 15 minut wcześniej. Po wejściu do budynku MDK można było ujrzeć widok jak z typowego konwentowego pokoju gier. No, może nie biorąc pod uwagę faktu, że tu gry planszowe były złożone na pianinie. Zwracał uwagę brak obsługi, ale taki był też charakter całej imprezy, nieoficjalny, sprawiający wrażenie przyjacielskiego spotkania. Ze względu na obecność dzieci, może nawet rodzinnego. Miejsca było akurat tyle, by dla wszystkich wystarczyło. Równocześnie przy kilku stolikach różnych wielkości pomieścić się mogło ponad czterdzieści osób.

Zabawa w pierwszym dniu trwała do godziny dziewiętnastej. A przynajmniej jej cześć oficjalna. Ponieważ spora liczba uczestników mieszkała w Hotelu Łabędy, tam też zaplanowane było kontynuowanie gry. Wejście było możliwe również dla osób niezameldowanych. Co ciekawe, mimo iż byłem jedną z takich osób, bez kłopotu uzyskałem klucze do obydwu miejscowych sal konferencyjnych i zaopiniowałem jedna z nich jako odpowiednią do odbycia wieczornej sesji. (Była to o tyle prosta decyzja, że tylko jedna z nich była wyposażona w stoliki.) Cena ciepłego posiłku w restauracji nie odbiegała od normy. Jedyną uciążliwością było trwające w hotelu wesele, ale po odsłuchaniu (na absurdalnym poziomie głośności, przynajmniej w restauracji) zestawu obowiązkowego, przestaliśmy zwracać uwagę na ten hałas. Gra w różnych składach trwała do trzeciej nad ranem.

Tymczasem, choć noc była jeszcze młoda, trzeba było przygotować się na dzień drugi. Zajęcia w Domu Kultury zaczynać się miały już o dziewiątej, ale nastąpiło półgodzinne opóźnienie spowodowane choćby sporym oddaleniem od miejsca noclegu. Już po siedemnastej musiałem opuścić Gliwice, lecz gra miała trwać nawet po osiemnastej. Niestety, jak to zwykle bywa w czasie tego typu imprez, niedziela była dniem powrotów. Choć pierwsi pionkowicze zaczęli już około południa rozjeżdżać się po Polsce, na frekwencję zdawało się nie mieć to wpływu, gdyż stoły wciąż były w większości zajęte. Może to świadczyć o niewykorzystanym potencjale imprezy, choć z drugiej strony nie można powiedzieć, by miejsc brakowało.


Oprócz ogólnie znanych tytułów, na międzyPionku można było przedpremierowo zagrać w najgłośniejsze polskie gry zapowiedziane na koniec bieżącego roku. Mnie samemu dane było zagrać w dwie z nich, wiec od nich zacznę.

O 51. stanie wiadomo już niemal wszystko. Kto, jak ja, śledził blog trzewika na Polterze i jego wpisy na BoardGameGeek, ma już sporo informacji o powstawaniu tej gry i założeniach mechaniki. Pod okiem autora, skrzętnie notującego wszystkie wyniki runda po rundzie, można było zagrać w ostateczny prototyp. Ostateczny, gdyż w pełni wyposażony w ilustracje i finalny zestaw zasad, mimo iż ostatnie poprawki były jeszcze wprowadzone długopisem. Nie będę się rozwodził nad mechanika, dość powiedzieć, że znajomość Race for the Galaxy jest umiejętnością wysoce pożądaną. Ponieważ za druk kart odpowiedzialny jest Trefl, można spodziewać się wysokiej jakości wykonania, na co, jako jeden z zamawiających grę przedpremierowo, liczę.

Z Magnum sal spotkałem się po raz pierwszy. W tym przypadku również grę prezentował jeden z autorów - Filip Miłuński. Rzut okiem wystarczył, by skojarzyć ją ze Stone Age. Wkrótce okazało się, że diabeł tkwi w szczegółach. Denerwująca mnie tam wielka losowość kostek została zastąpiona rozkładem ukrytych elementów planszy, co nie dość, że ładnie wpisuje się w świat gry, to jeszcze daje graczowi większe poczucie kontroli nad przebiegiem rozgrywki. W sumie grało się bardzo przyjemnie, a grę polecam wielbicielom tego typu pozycji, do których się nie zaliczam.

Oprócz wymienionych gier, w które miałem okazję zagrać, a które ukazują się na dniach, można było zapoznać się z obiecaną również na październik Basilicą i zapowiedzianym na grudzień Prêt-à-porter. Autora Basiliki nie spotkałem wcale, gdyż o jego obecności dowiedziałem się dopiero w niedzielę, już po jego wyjeździe. Druga z gier była jedynie wczesnym prototypem i nic więcej niestety w temacie nie wiem, poza tym, ze to gra ekonomiczna w świecie, jakżeby inaczej, projektantów mody.

Sporą atrakcja był udostępniany co znaczniejszym gościom iPad z zainstalowaną aplikacją Neuroshima Hex!, obecnie dostępną już w AppStore. Niestety, nie dane mi było spróbować samemu, niemniej jednak gra sprawiała imponujące wrażenie. Do niewątpliwych zalet takiego rozwiązania należy możliwość gry w podróży, jak również samemu (choć nie wiem, jak dobry jest komputerowy przeciwnik), a to wszystko przy klimatycznych efektach dźwiękowych. Może nie jest to jeszcze powód by nabyć to urządzenie, ale lepszego zastosowania dla niego po dziś dzień nie znajduję.


Cóż mogę powiedzieć o tej imprezie? Oto co powiedział o niej trzewik w momencie narodzin idei: "Tradycyjnie ZNIECHĘCAM wszystkich do przyjazdu, nie będzie żadnych atrakcji, nie będzie pomarańczowych koszulek, kto nie jest maniakiem, niech nie przyjeżdża." Cóż, pomarańczowych koszulek faktycznie nie było, ale to jeszcze nie powód, by do Gliwic nie przyjechać. Powiem więcej, trudno mi jest znaleźć wytłumaczenie dla fana planszówek, by na takich imprezach nie bywać. Pod każdym względem jest to inicjatywa godna pochwały, a drobne niedociągnięcia nikomu nie zepsuły zabawy. Mógłbym marudzić, że był mały wybór gier, czy mało miejsca, ale nie to było najistotniejsze. W przeciwieństwie do pokoi gier znanych z dużych konwentów, tu zawsze można było znaleźć graczy gotowych do wytłumaczenia ich ulubionej gry wszystkim chętnym, często na własnym, przyniesionym z domu egzemplarzu. Właśnie o dzielenie się swoją pasją do planszówek tutaj chodzi. Wisienką na torcie była możliwość zapoznania się z pierwszej ręki z gorącymi tytułami polskiej sceny i uściśnięcie dłoni ich autorom. Nie jestem w stanie powiedzieć ile osób uczestniczyło w zabawie, i prawdopodobnie nikt tego nie wie. Szacuję, że pewnie około stu. Cieszę się, że byłem jedną z nich.

Z drugiej strony, może jednak jestem maniakiem planszówek, których trzewik zapraszał, i oceniam sprawę tendencyjnie? Nic prostszego, jak przyjechać i sprawdzić samemu.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
9
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Konwent: międzyPionek 2010
Od: 11 września 2010
Do: 12 września 2010
Miasto: Gliwice
Noclegi: W hotelu, płatne
Typ konwentu: planszówkowy

Komentarze


baczko
   
Ocena:
0
A w Brassa czasem nie grali? ;>
30-09-2010 23:38
~Kumiko

Użytkownik niezarejestrowany
    Hm
Ocena:
0
Z tego co się orientuję z autorem Basilici grałeś w sobotni wieczór w hotelu Łabędy :) A ja grałam razem z Wami :P
24-11-2010 22:37
Llewelyn_MT
   
Ocena:
0
Filip grał w nowiutki Battles Of Westeros, a ja byłem przy sąsiednim stoliku. W kolejności: Dixit, Speicherstadt, Age Of Steam. :)
25-11-2010 23:57

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.